sobota, 5 września 2015

Rozdział 5

3 komentarze
KISAME

       Jak tylko kobieta zamknęła za sobą drzwi odetchnąłem z ulgą. Nigdy w życiu nie sądziłem, że ktokolwiek wywoła we mnie takie uczucia. Przed oczami miałem nadal błagającą mnie o litość dziewczynę, a ja nie mogłem wyrzucić tego obrazu se swojej głowy. Cały czas pamiętam to przerażenie i ogromny żal który wtedy mi ukazała. 
Tylko ona miała coś takiego, że się ugiąłem. To wszystko spowodowało, że postanowiłem jeszcze raz przemyśleć całą tą sytuację. 
       Nalałem sobie dla rozluźnienia jeszcze trochę wina i włączając laptopa leżącego na biurku, upiłem łyk alkoholu. 
Przez chwilę siedziałem bez ruchu, wystukując palcami, o blat biurka, nieznany mi rytm. Naprawdę chciałem się skupić na nowym projekcie, który miałem dokończyć. Już dawno powinien leżeć na biurku prezesa, a ja robiłem wszystko, byle tylko nie musieć porządnie usiąść do pracy.
Michi jednak cały czas siedziała w moje głowie i zaczynałem żałować, że nie dałem jej do podpisania tej cholernej umowy. Nie mogłem się, aż tak angażować. Zrobić tak jak zawsze, zabrać to co należy do Akatsuki i po sprawie.
       Wiedziałem, że gdybym zmusił ją do podpisania tej cholernej umowy, nie dawałoby mi to spokoju. Nie zasługiwała na coś takiego. Gdyby podpisała te cholerne papiery musiałaby pracować sześć dni w tygodniu po czternaście godzin minimum. Pensji nie dostawałaby wcale, no chyba, że lider miałby lepszy humor, to może by coś dostała.
Wystukiwałem nierówny rytm palcami o blat biurka, aż w końcu wziąłem się do roboty.


~*~*~*~*~*~
MICHI
 
       Cholernie niewyspana już po raz kolejny w tym tygodniu przyszłam do pracy. Po wczorajszym spotkaniu z Hoshigakim to już w ogóle nie miałam ochoty przyjść do biura. Jedyne czego teraz potrzebowałam to ciepłej kołderki i czekolady. 
       - Dzień doby Michi, jak tam wczorajsze spotkanie? 
       Westchnęłam i popatrzyłam na starszego mężczyznę stojącego nade mną. Kakuzu był bardzo poważny i chyba naprawdę ciekawiło go to, jak mi wczoraj poszło.
       - Lepiej nie mówić - powiedziałam cicho i wróciłam do pisania na komputerze.
       - Niech pani nie przesadza. Nie mogliśmy się wszyscy spotkać, ale myślę, że Kisame nie był do pani aż taki zły. Jak zazwyczaj to u niego bywa. Obiecywał być miły.
       Popatrzyłam na Kakuzu chyba dosyć dziwnym wzrokiem, bo ten tylko zaśmiał się cicho i bez słowa zniknął w swoim gabinecie. Czasami bawiła mnie ta gra w udawanie, że praktycznie się nie znamy. Mało osób wiedziało kim dla mnie jest Kakuzu, a mi to nie przeszkadzało.
Przekręciłam oczami  i wróciłam do swojej pracy. Żeby robota łatwiej mi szła, włączyłam radio które stało na moim biurku i ściszyłam lekko głos, tak żeby nikomu to nie przeszkadzało, a ja dobrze słyszałam. 
Nie mogłam się jednak skupić. Moją głowę cały czas zaprzątały inne myśli i nie miałam na nic ochoty. Coraz bardziej myślałam nad tym, żeby wsiąść urlop i wyjechać gdzieś daleko. Do rodziców, albo na wieś. Chciałam spotkać się z mamą, przytulić się do niej i po prostu się wypłakać, a od ojca usłyszeć, że Hiro to gnój i, że powyrywa mu nogi z dupy jak go spotka. 
       Zerknęłam na zdjęcia w ramkach, postawione na biurku obok ściany. Miałam ich kilka, ale tylko jedne z Hiro. Kiedy na nie popatrzyłam, poczułam się jakby ktoś walnął mnie z pięści w brzuch. To uczucie było tak okropne, że szybko przewróciłam ramkę, tak żeby nie musieć patrzeć na fotografie i na szczęśliwych na niej ludzi.
Ale to i tak nie dawało mi spokoju. Kompletnie nie umiałam się skupić. Cały czas zerkałam na przewróconą ramkę, jakby miała zaraz do mnie przemówić, ale nic takiego się nie stało, a ja przez długi czas nie mogłam nic napisać. Nie potrafiłam skupić swojej uwagi na pracy. Te ostatnie dni tak namieszały mi w głowie i w życiu, że coraz bardziej czułam się przytłoczona tym wszystkim, a nie mogłam się nikomu wyżalić.  
        - Michi! 
        Wychyliłam się za biurka, kiedy usłyszałam głos mojej koleżanki. Ale nie była to Sara. 
Popatrzyłam na śliczną i wysoką długowłosą blondynkę, która stała przy wejściu do pomieszczenia. Tsuki wyglądała jak zwykle zjawiskowo w jasnopomarańczowej tunice na grubych ramiączkach, białych leginsach i żółtych wysokich szpilkach na koturnie z delikatnym paskiem. Różowe duże kujonki dodawały jej niesamowitego uroku. 
        - Tsuki! - uśmiechnęłam się szeroko i podbiegłam do dziewczyny - Wróciłaś.
        Uwielbiałam Tsuki za to, że jest zimną suką. I nigdy nie przejmowała się tym co inni o niej sądzą. Kochałam jej pewność siebie, której mi czasami brakowało.  Była osobą która potrafiła dać porządnego kopa w tyłek. 
        - Będziemy musiały spotkać się wieczorem. Wszystko mi opowiesz Tsuki. 
        - Weźmiemy też Sarę!
        Zobaczyłam, że wyraz twarzy Tsuki zmienił się. Przyglądała mi się podejrzliwie, nie wiedząc chyba jak zacząć rozmowę. 
        - Michi ja słyszałam, że... 
        Urwała w połowie i popatrzyła przed siebie. Odwróciłam się, w naszą stronę szedł Hoshigaki. Szedł pewnie tak jakby wczorajszy dzień w ogóle się nie zdarzył. A ja czułam, że zaraz zacznę niebezpiecznie dygotać. 
Mężczyzna przeszedł obok nas obojętnie i zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Jeszcze przez chwilę trwałyśmy w ciszy. Tsuki zapewne wiedziała, że ten temat jest dla mnie wyjątkowo bolesny. 
       - Nie mówmy o tym - powiedziałam cicho, tępo wpatrując się w drzwi za którymi zniknął Hoshigaki.  
       - Tak mi przykro Michi 
       Tsuki położyła mi na ramieniu swoją dłoń. Westchnęłam cicho.
       - Nic mi nie jest. 
       Popatrzyłam na Tsuki i uśmiechnęłam się. W tym samym momencie zadzwonił telefon na moim biurku, więc ruszyłam, żeby go odebrać. Widziałam jak Tsuki wróciła na swoje miejsce, ale nie wiedziałam co robi, bo byłyśmy już oddzielone ścianką. 
 ~*~*~*~*~*~
       Prawie cały dzień spędziłam na odbieraniu telefonów i umawianiu spotkań. Nie pamiętałam już tak zapracowanego dnia, a praca sekretarki najczęściej bywała naprawdę trudna i ciężka. 
Najbardziej zadziwiało mnie to, że nie zostałam wezwana przez Prezesa. Hoshigaki wyraźnie mi mówił, że to dzisiaj mam się z nim spotkać.
Postanowiłam się nie narzucać, a w głębi mnie zaczęła kiełkować nadzieja, że może o mnie zapomnieli i dadzą mi spokój, bez płacenia tego cholernego długu.   
       O osiemnastej wyszłam z pracy. Pożegnałam się ze wszystkimi i prawie biegiem wyszłam przed firmę. Cieszyłam się, że Kakuzu pozwolił mi dzisiaj wcześniej wyjść. Czułam też, że pewnie chciał, żebym jak najszybciej zniknęła dzisiaj z tego miejsca. Prezesa nie było w firmie, a miał pojawić się gdzieś koło dwudziestej, Kakuzu zapewne miał jakiś plan, a mi pozostało tylko czekać, aż sam mi o tym powie. Mogłam mu zaufać i to najbardziej się dla mnie liczyło i byłam mu za to wdzięczna.  
       W trakcie pracy zadzwoniłam do pewnego mężczyzny który wynajmował dosyć ładne mieszkania. Musiałam w końcu coś znaleźć, a wiedziałam, że samotne wynajmowanie mieszkania będzie mnie trochę kosztować. Musiałam biec, żeby zdążyć na pociąg. 
Dawno nie jeździłam tym środkiem transportu, ale bardzo je lubiła. W miejscowości gdzie mieszkałam, nie było tych szybkich pociągów, nad czym nawet trochę ubolewałam, ale te starsze również nigdy się nie spóźniały, co gwarantowało mi, że będę w pracy zawsze na czas, nawet mieszkając trochę dalej firmy niż zazwyczaj. 
        Przed dwudziestą dotarłam do umówionego miejsca. Mieszkanie które mnie zainteresowało, znajdowało się na nowo wybudowanym, strzeżonym osiedlu. Nowoczesne, prostokątne bloki, wzbudzały podziw, a ja lubiłam mieszkać w ładnych okolicach. 
Weszłam do jednego z budynków, potem cierpliwie czekałam na przyjazd windy, a później kiedy zatrzymała się na dwudziestym czwartym piętrze odnalazłam drzwi z numerem sto sześćdziesiąt trzy. 
        Nacisnęłam dzwonek.
Długo nie musiałam czekać. Otworzyła mi niewysoka brązowo włosa kobieta ubrana w stylowy kostium żakardowy. 
        - Dobry wieczór panno Anzai - przywitała się. Miała bardzo ciepły głos - Proszę wejść do środka. 
        Posłusznie weszłam do mieszkania, a kobieta zamknęła za sobą drzwi. Ściągnęłam płaszcz i podałam go kobiecie, na jej pytanie czy nie chciałabym się czegoś napić, pokręciłam przecząco głową. 
Ciekawsko zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu. 
Naprzeciwko drzwi wejściowych znajdowało się wąskie, otwarte przejście do kuchni. Przedsionek był trochę ciasny, ale duża szafa z lustrem optycznie powiększała pomieszczenie. Posłusznie weszłam z kobietą do kuchni. Podłoga była wyłożona jasno brzoskwiniowymi płytkami, a ściany były kolory takiego jak w przedsionku - białego. Kuchnia była raczej mała. Kwadratowy stół wykonany z ciemnego drewna stał przy ścianie naprzeciwko drzwi, przysunięte do niego były cztery bardzo ładnie wykonane krzesła z takiego samego drewna jak stół. Meble kuchenne były białe i lakierowane, a blaty szarawe, co od razu mi się spodobało. Lodówka była zabudowana, a kuchenka i okap były koloru takiego samego jak reszta mebli.
        - Może przejdziemy teraz do salonu? - zaproponowała kobieta, przyglądając mi się uważnie.  
        Przeszliśmy do zaproponowanego pomieszczenia. Ściany były takie same jak w kuchni, a na podłodze była wyłożona jasno biała, wpadająca w beż wykładzina.Duży czarno biały obraz wisiał nad beżową kanapą. Okrągły stolik ustawiony był naprzeciwko kanapy, a obok jej ustawiony były okrągłe stoliki na których ustawione były małe, białe lampki z zaokrąglonym abażurem, biurko znajdowało się przy ścianie obok wszystkie meble w mieszkaniu, były wykonane z tego samego drewna, co stół i krzesła w kuchni. Podejrzewałam, że każdy mebel w tym mieszkaniu był z tego samego drewna.  
        Łazienka była mała. Białe płytki na ścianach i brzoskwiniowe na podłodze. Umywalka, ubikacja i wanna, nic szczególnego, ale i tak pomieszczenie było ładnie wykonane.
        W sypialni dominowało przepiękne łóżko. Na stolikach nocnych stały takie same lampki jak w salonie. Nie było tutaj za dużo mebli. Jeszcze tylko podłużna komoda stojąca pod oknem i duża wbudowana w ścianę, szafa.
        - Podoba mi się - powiedziałam do kobiety. 
        Na jej twarzy od razu pojawił się uśmiech. 
        - Jeżeli chce pani, możemy od razu podpisać umowę wynajmu.   
        - Oczywiście. Kiedy mogę się wprowadzić? - zapytałam i podałam kobiecie teczkę z moimi dokumentami.
        - Za trzy dni mieszkanie będzie dla pani dyspozycji. Już jutro może pani przewieść swoje rzeczy. 
        Uśmiechnęłam się szeroko. Chociaż na chwilę poczułam, ze dam radę i, że uda mi się ponownie stanąć na nogi.     

____________________________

        Myślałam, że nie dodam dzisiaj rozdziału, no ale wzięłam się w garść i zaczęłam pisać. 
Mam dużo na głowie, w czwartek mam ważny egzamin, a ja się nadal nie uczę, co mnie przeraża! Jak tam u was w nowym roku szkolnym? Pochwalcie się! Ja żałuję, że już nie chodzę do szkoły, naprawdę dopiero później docenia się plusy nauki. 
       Błędów pewnie sporo, ale poprawię jak tylko odbiję się od dna, jak nasza Michi. 
       Pozdrawiam!
       PS Co was tak ostatnio tak mało? :)  
       PS2 Jak zwykle, zdjęcie mieszkania Michi znajdziecie w DODATKACH

piątek, 21 sierpnia 2015

Rozdział 4

5 komentarzy
      Usiadłam na kanapie obok Sary i wzięłam do ręki kubek z zimną już kawą. Było mi wszystko jedno, chciałam się po prostu czegoś napić.
      - I co jak było? - zapytała pierwsza przerywając milczenie.
      Popatrzyłam na Sarę i uśmiechnęłam się wesoło. 
      - Tylko gadaliśmy. Mam jutro przyjść pod wieczór do firmy. Będą mieli jakieś zebranie czy coś. 
      Zauważyłam, że Sara się spięła. Nie miałam pojęcia dlaczego. 
      - Co jest? 
      - Nic kochana, tylko postaraj się zadbać też i o siebie. Ok? 
      Zaśmiałam się cicho i przytuliłam się do koleżanki. 

~*~*~*~*~*~ 
      Tak naprawdę to całą noc spędziłam na cichym wypłakaniu się do poduszki. Zasnęłam dopiero nad ranem, co oczywiście spowodowało ogromne wory pod oczami, wyglądałam jakbym była nałogowym ćpunem. 
Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju, zabierając ze sobą rzeczy do przebrania. Wiedziałam, że jestem sama w domu. Sara najpewniej już była w pracy, Minato również, a mała Mirih zawsze była odwożona do żłobka przez mężczyznę. 
      Sara wczoraj przekazała mi, że zostawi mi klucze, żebym mogła swobodnie gdzieś wyjść i, że na pewno ktoś wróci do domu, przed moim wyjściem do firmy, no i, że nie mam się o co martwić, tylko jakoś odreagować wczorajszy dzień. 
I szczerze mówiąc po raz pierwszy od dawna poszłam pobiegać. Słuchawki, najlepsza muzyka i luźny dres. Tylko tyle teraz potrzebowałam, no i oczywiście lekkiego spokoju. 
      Hiro nadal wydzwaniał, ale zablokowałam jego kontakt. Nie miałam ochoty teraz z nim rozmawiać. 
Musiałam po prostu być gotowa na ostatnie spotkanie z tym mężczyzną. No i co najgorsze na rozmowę z rodzicami. Przecież za niecałe pół roku miałam wyjść za mąż! 
      Zatrzymałam się i pochyliłam się do przodu, ręce opierając o kolana. Byłam wykończona i ledwo mogłam złapać oddech, ale czułam się znacznie lepiej. Tym naprawdę szybkim biegiem czułam, że chodź kilka problemów spadło z moich ramion. 
      - Dasz radę Michi - mruknęłam cicho do siebie - Musisz być silna. Pokazać im, że to ty rządzisz swoim życiem, a nie jakiś chuj, który sprzedaje własną narzeczoną. 
      Zrobiłam jeszcze jeden głębszy wdech i wolnym krokiem zaczęłam wracać do domu. Nie miałam już siły na bieg.
~*~*~*~*~*~
      Jak tylko wróciłam do mieszkania, wzięłam szybki, zimny prysznic. Ubrałam się w nowe rzeczy i usiadłam na łóżku z moim laptopem położonym na nogach. 
Musiałam zacząć szukać sobie nowego mieszkania, co było naprawdę trudne. Nie miałam samochodu, a do pracy musiałam jakoś dojeżdżać. W centrum mieszkania były drogie, nawet jak na moją pensję która teraz dostawałam, a nie była ona mała. 
      Po godzinie poszukiwań zapisałam kilka telefonów, z zamiarem zadzwonienia i umówienia się na oglądnięcie mieszkania. Wiedziałam też, że powinnam poprosić Kakuzu o kopię umowy o pracę. Zazwyczaj przydawała się ona podczas wynajmu mieszkania, właściciele lubili się upewnić, że na pewno będą mieli płacone na czas. 
Wyłączyłam laptopa i położyłam się na łóżku. Dopiero teraz poczułam, że jestem zmęczona i, że powinnam się na chwilę zdrzemnąć. Już prawie zasypiałam, kiedy usłyszałam uporczywy, dzwonek telefonu. 
      Podirytowana wstałam z łóżka i podeszłam do komody na której zostawiłam telefon. Popatrzyłam na wyświetlacz, ale numer był zastrzeżony. Zdziwiona nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha. 
     - Słucham? - powiedziałam niepewnie.
     - Witam panno Michi - usłyszałam męski, ciężki głos po drugiej stronie - Z tej strony Hoshigaki Kisame.
     Usiadłam na łóżku, nie odzywając się. Zdziwiło mnie to, że do mnie zadzwonił i naprawdę nie wiedziałam, co mam powiedzieć.
      - Nie dziwię się, że nie wie pani co powiedzieć. Mam prośbę, chciałabym się spotkać z panią na kolacji. Dzisiaj o dwudziestej w firmie - powiedział spokojnym głosem. 
      Jeszcze bardziej mnie to zaskoczyło. Przełknęłam głośno ślinę w duchu rozkazując sobie spokój.
      - Będziemy sami? - zapytałam cicho. 
      - Tak, ale proszę się nie denerwować. Chcę tylko pani dobra, włos pani z głowy nie spanie. Obiecuję.
      Dlaczego miałam okrutne wrażenie, że nie mówił prawdy? 
      - Nie jestem do końca przekonana...- powiedziałam słabo.
      - Michi, proszę się nie denerwować, nic się pani nie stanie. Przyrzekam na mój honor. Widzimy się o dwudziestej. Będę czekać. 
      Nie czekał na moją odpowiedź, tylko od razu się rozłączył. I tak stałam dobre kilka sekund z telefonem przyłożonym do ucha i wysłuchując dźwięku zakończonego połączenia. 
Prychnęłam rozdrażniona, nie wiedząc co powinnam zrobić. W żadnym wypadku nie powinnam iść na to spotkanie. Tym bardziej, że będziemy sami. Hoshigaki zawsze wzbudzał we mnie lęk, swoją posturą i osobą. 
~*~*~*~*~*~

KISAME

       Rozłączyłem się i odłożyłem komórkę na masywne, kamienne biurko. Podszedłem do okna i zapatrzyłem się w panoramę miasta, roztaczającego się za szybą. Z tej perspektywy ludzie wyglądali jak mrówki, a samochody jak małe klocki. Taki widok powodował, że naprawdę człowiek inaczej patrzył na świat. Tym bardziej, że droga na sam szczyt bywa naprawdę długa i niesie za sobą wiele poważnych konsekwencji. Często trzeba za nie płacić. Lub po prostu nauczyć się żyć z pewnymi rzeczami. 
      - Z kim rozmawiałeś? - usłyszałem męski głos za sobą. 
      Nie musiałem się obracać, żeby wiedzieć kim była osoba, która złożyła mi wizytę. Już dawno temu przyzwyczaiłem się, że Uchiha Itachi jest człowiekiem, który potrafi poruszać się bezszelestnie. 
      - Umówiłem się z Anzai Michi - mruknąłem.
      Obróciłem się i usiadłem na swoim fotelu. Itachi usiadł na jednym z foteli, lekko się rozsiadając. Widać było, że jest zmęczony, ale w firmie chyba każdy dzisiaj był. Od samego rana mieliśmy porządne urwanie głowy. 
      - Co lider zdecydował? 
      - Chce z nią podpisać umowę. Będzie kilka lat spłacała dług swojego idioty narzeczonego. Jakim kretynem trzeba być, żeby za kilka gram sprzedać własną ukochaną. 
      Itachi zaśmiał się pod nosem i wziął do ręki szklankę z nalaną whisky.  
      - Widocznie jej nie kochał - powiedział z ironicznym uśmiechem - A może kiedyś kochał, sam wiesz, że zielsko potrafi zrobić wióry z mózgu.
      - Temu nie ćpię - powiedziałem spokojnie. 
      - Chcesz się zabawić, że ją zaprosiłeś. Wystarczyło dać jej ten papierek jutro do podpisania. I tak się zgodzi, nie ma wyboru. 
      Popatrzyłem na mężczyznę. Doskonale wiedziałem czemu tak myślał, nigdy nie ukrywałem, że czasami spłata długu kosztowała dziewczynę bardzo dużo, tym bardziej jak była ładna. Gorzej, jeżeli któraś się stawiała, wtedy najczęściej przez swoją głupotę traciła też i życie. 


      - Lider dobrze zrobił, że zatrzymał dziewczynę. Może nam się przydać w przyszłości. 
      - Każdy z nas w końcu jakoś musi zacząć, co nie?  
      Zaśmialiśmy się razem. Już nie mogłem doczekać się kolacji i tego jak Michi zareaguje na naszą propozycję. 
~*~*~*~*~*~

MICHI

       Zatrzymałam się przed wejściem do budynku. Serce zaczęło mi niesamowicie łomotać, jak nigdy dotąd. Kiedy czekałam na windę przez cały czas myślałam, czy nie zawrócić. Spakować swoje rzeczy i uciec jak najdalej stąd. Porzuciłam tą myśl, kiedy nacisnęłam guzik z numerem ostatniego pięta, a drzwi windy się za mną zamknęły.
Popatrzyłam w lustro i poprawiłam swoją sukienkę. Ubrałam się elegancko. Stwierdziłam, że nie warto pokazać się w dżinsach i zwykłej koszulce.
       Ciemnofioletowa sukienka idealnie na mnie leżała. Czarne pończochy i tego samego koloru szpilki z cienkim paseczkiem na kostce dodawały mi trochę pazura. Z drugiej strony czułam, że pcham się do jaskini lwa i to w takim stroju. 
       Wlepiłam wzrok w licznik pięter. Osiemnaste, dwudzieste, aż w końcu winda zatrzymała się. Tak samo ja na chwilę wstrzymałam oddech.
       Drzwi rozsunęły się, a ja zamarłam. Przede mną na korytarzu stał Hoshigaki Kisame. Wyprostowany, ubrany w czarny garnitur, który nijak nie zakrywał tego, że mężczyzna bardziej przypominał sportowca, a nie biznesmena. Często widywałam go w takim ubraniu, ale dzisiaj mogłam przyznać, że wyglądał naprawdę niebezpiecznie. 
      - Już myślałem, że jednak nie przyjdziesz. Dobry wieczór Michi. 
      Wyszłam z windy i podeszłam do mężczyzny zadzierając głowę do góry i odważnie patrząc mu prosto w oczy. 
Ściągnęłam z siebie czarne patio i szare rękawiczki. Mężczyzna zabrał moje rzeczy i położył je na kanapie stojącej w korytarzu. 
      - Chodźmy kolacja już czeka.  
      Wzięłam głęboki oddech i posłusznie ruszyłam za nim, w stronę jego gabinetu. Chociaż moje nogi odmawiały mi posłuszeństwa, szłam wyprostowana i szczerze mówiąc pogodzona ze swoim losem.  
      Posłusznie szłam za mężczyzną i czułam, że moje dłonie coraz bardziej się pocą. Boże! Moje ciało nie chciało ze mną współpracować, co zaczynało być naprawdę coraz bardziej irytujące. Cały czas myślałam o tym, żeby uspokoić drganie nóg. Miałam wrażenie, że za chwilę wywalę się przed nim i zacznę go błagać o to żeby nie robił mi krzywdy. 
Może powinnam tak zrobić? 
       Hoshigaki zatrzymał się przed drzwiami do swojego gabinetu i uprzejmie otworzył przede mną drzwi. Weszłam pierwsza do gabinetu, czując na sobie uważne spojrzenie mężczyzny. Zamknął za sobą drzwi, teraz byłam skazana tylko na siebie i na jego łaskę. Nikt nie mógł mnie uratować, nikt nawet nas nie widział, jeżeli ktokolwiek byłby jeszcze w biurze. Nie lubiłam tego, że biuro Kisame było jako jedno z nielicznych nie oszklone, bo obok znajdował się gabinet prezesa. 
Tylko ludzie z wieżowców wybudowanych naprzeciwko mogli nas zauważyć, co i tak było raczej niemożliwe, byliśmy za daleko.
       Podeszłam do okna i spojrzałam przez nie. Nie za często mogłam zobaczyć widok miasta o tej porze i z tej wysokości. Można było się nabawić kompleksu wyższości, naprawdę.
       - Zapewnie wie pani w jakiej sprawie chciałem się spotkać.
       Popatrzyłam na mężczyznę, który podszedł do swojego biurka i zaczął coś na nim szukać w stercie papierów.
Rozejrzałam się. Nieczęsto tutaj bywałam, a w dodatku nigdy tak naprawdę nie przyjrzałam się temu miejscu.  
       Ściany były biało niebieskawe, jak wszystkie w naszym biurze. Biurko, kilka szafek przymocowanych do ściany i dwie abstrakcyjne rzeźby, były wykonane z brązowego drzewa.
Przed biurkiem stały dwa białe fotele z srebrnymi ramami, stojące po skosie i okrągły stolik wykonany z szkła. W rogu pomieszczenia ustawiony był szklany, kwadratowy stół i cztery obrotowe fotele, dosunięte do niego. Na ścianach wisiały obrazy przedstawiające panoramę miasta nocą i dniem, a kilka dużych zielonych roślin, wyraźnie ożywiało ten gabinet.
Zauważyłam też jeszcze jedne drzwi, zapewne prowadziły do toalety, każdy gabinet miał również małą łazienkę. 
       - Zanim zaczniemy, chciałbym zjeść z panią kolację - głos Kisame wyrwał mnie zamysłu. 
       Popatrzyłam na niego. Wydawał się być całkowicie rozluźniony, czego nie można było powiedzieć o mnie. 
       - Proszę mówić mi po imieniu, czuję się staro, jak wszyscy są tacy oficjalni. No i jesteśmy sami - powiedziałam cicho.
       Hoshigaki spojrzał na mnie uważnie i uśmiechnął się nieznacznie. Kiwnął głową na znak zgody.
Wskazał mi zastawiony talerzami stół. Posłusznie do niego podeszłam, mężczyzna uprzejmie pomógł mi usiąść i sam zrobił to siadając na krześle, naprzeciwko mnie.
      - Musisz mi wybaczyć. Był dzisiaj ciężki dzień w firmie i nie zdążyłem zjeść czegokolwiek, a później mam jeszcze jedno spotkanie. Mam nadzieję, że lubisz grilowane kalmary.
      Popatrzyłam na swój talerz, biało pomarańczowe krążki pachniały cudownie, tylko szkoda, że wyglądały dziwnie.
     - Nie jadam owców morza - powiedziałam słabo.
     - A jadłaś kiedykolwiek?
     O Boże co za rozmowa.
     Pokręciłam głową, na co Hoshigaki uśmiechnął się szeroko.
     - Smacznego - powiedział i wziął pierwszy kęs jedzenia.
     Miałam wrażenie, że lepiej, żebym zjadła chodź kęs tego cholernego mięczaka. Z drugiej strony dobrze, że nie kazał mi jeść małż.
Wzięłam pierwszy kęs i zaczęłam go powoli przeżuwać. Mimo, że był naprawdę dobrze przyprawiony, miałam ochotę wypluć to wszystko z powrotem na talerz. Kisame przyglądał mi się z uwagą jak i wyraźnie bardzo dobrze się bawił.
     Przełykałam bez gryzienia, byle tylko nie czuć tej dziwnej konsystencji, lekko gumowatej. Naprawdę miałam ochotę się porzygać, ale dzielnie się trzymałam i kiedy Hoshigaki podał mi kieliszek z białym winem od razu wszystko wypiłam. On oczywiście nadal uważnie mnie operował i spokojnie sączył wino.
     - Spokojnie, jeszcze mi się tutaj upijesz - powiedział, kiedy wypiłam drugą lampkę.
     Popatrzyłam na niego i uniosłam brwi. Brawo rozgryzłeś mnie, miałam niesamowitą ochotę się upić i zapomnieć o całej tej sytuacji.
     - Chciałabym mieć to już za sobą - mruknęłam.
     Kisame spojrzał na mnie z dziwnym wzrokiem, przez chwilę miałam wrażenie, że jest też jakby smutny. Ale szybko ponownie się uśmiechnął. Wstał od stołu i podszedł do mnie podając mi swoją dłoń.
Miałam wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Nie wiedziałam, co chce zrobić. Posłusznie dałam się poprowadzić do fotela stojącego naprzeciwko biurka. Usiadłam, a on zrobił dokładnie to samo, przysuwając swój fotel bliżej mojego.
     Przez chwilę między nami panowała cicha. 
     - Więc? - przerwałam niepokojącą mnie ciszę - Miałam podpisać jakiś dokument.
     - Kumano Hiro miał u mnie zaciągnięty dług w wysokości dziesięciu tysięcy dolarów. Nie licząc oczywiście odsetek. Niedawno przyniósł nam pewne pismo z którego wynikało, że chcesz przejąć dobrowolnie na siebie jego dług i spłacić go, kiedy tylko tego zażądam. Był tam również twój podpis, niesfałszowany.
     Słuchałam tego wszystkiego jak zaklęta. Dopiero dzisiaj tak naprawdę dowiedziałam się dlaczego zostałam w to wszystko wmieszana. Ale nadal nie wiedziałam o co w tym wszystkim chodzi.
     - Niczego nie podpisywałam, nie wiedziałam o tym, że mnie sprzedał.
     - To nie dokładnie tak. Jeżeli nie spłacisz jego długów, to ty poniesiesz konsekwencję.
     Kisame otworzył teczkę, którą trzymał na kolanach i podał mi jedną z kartek. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać to, co było na niej napisane.
Im dłużej zastanawiałam się nad tym, tym bardziej dochodziło do mnie, że faktycznie kiedyś podpisywałam taki dokument, ale nigdy nie czytałam go dokładnie. Wtedy myślałam, że jest mu to potrzebne do urzędu, tak przynajmniej mi wtedy tłumaczył.
    - Nie wiedziałam, co podpisuję - przyznałam - Pamiętam ten dokument, faktycznie go podpisałam, ale myślałam, że jest mu to potrzebne do czegoś całkiem innego. Nie miałam wtedy czasu na czytanie dokładnie tej umowy.
     Kisame pokiwał głową i zabrał ode mnie dokument, a wyciągnął z teczki nowy. Ale nie podał mi go.
     - Dostałem polecenie, żeby nakłonić cię do podpisania ugody. Przez sześć lat pracowałabyś ponad normę za niewielkie wynagrodzenie. Tak małe, że po roku wolałabyś się zabić niż żyć dalej. W każdej chwili musiałabyś być na wezwanie prezesa, robić to co on ci rozkaże. Za każde potknięcie spotykałaby cię kara.
     Popatrzyłam żałośnie na Hoshigakiego. Czułam okropną bezsilność, a Kisame dobrze się bawił tym, że nie wiem co zrobić.
Zacisnęłam wargi i odetchnęłam głęboko. Po raz pierwszy w życiu upchnęłam swoją dumę i honor głęboko. Łzy zaczęły mi żałośnie lecieć po policzkach, rozmazując makijaż nad którym spędziłam tyle czasu!
      Poczułam się tak cholernie bezradna i też wściekła na cały świat, że całkowicie się rozszlochałam. Nigdy w życiu tak się nie zachowywałam.
Zsunęłam się z fotela i padłam na kolana przed Hoshigakim. Ręce złożyłam jak do modlitwy i powstrzymując się przed kolejnym spazmem płaczu popatrzyłam mu prosto w oczy.
Nigdy w życiu nie widziałam, tak zaskoczonego człowieka.
      - To nie mój dług - jęknęłam żałośnie - To nie ja przećpałam i przegrałam na automatach te pieniądze. Nie zrobiłam nic złego i nie zasługuję na to wszystko. Przez tyle lat pracuję w tej firmie, przeszłam przez ten cholerny staż i nie zamierzam tego wszystkiego stracić przez osobę, która ponoć mnie kochała.
      I tego byłoby za wiele. Mało, że rozbeczałam się tak, że nie mogłam wydusić z siebie nic więcej, to jeszcze w dodatku dostałam z tego wszystkiego czkawki. I gdyby nie okoliczności pewnie wybuchnęłabym śmiechem.
      Kisame wstał i przy okazji mi również pomógł. Zaczęłam głośno oddychać, żeby tylko jak najszybciej się uspokoić.
      - Tak mi wstyd - wyszeptałam, kiedy wycierałam łzy chusteczką, którą wręczył mi mężczyzna - Nie powinnam się tak zachować. Wybacz.
      Popatrzyłam na mężczyznę. Nic nie mówił, a poważny wyraz twarzy podpowiadał mi, że chyba będzie ciężko z nim cokolwiek ugrać, a mój wybuch paniki, chyba tylko pogorszył moją sytuację. Domyślałam się, że bywał w takich sytuacjach za często.
      - Mogę skorzystać z łazienki? - zapytałam.
      Cicho zamknęłam za sobą drzwi. Gdyby nie okoliczności na pewno bym się zachwyciła, a była to tylko łazienka w biurze. Marmurowa, biała posadzka i ciemnobrązowe ściany z podłużnych kafelek. Szafka pod umywalkę była wykonana z drewna zbliżonego kolorystycznie do ścian. Wszystko było minimalistycznie. Duże lustro, zabudowany w ścianie prysznic, ubikacja i nic więcej. Jedna lampa dostarczała nikłego światła, ale doskonale widziałam swoje odbicie w lustrze.
      Szybko przemyłam twarz, zmywając z siebie resztę makijażu. Już nie wyglądałam tak świetnie jak na początku spotkania.
Westchnęłam i wyciągnęłam z torebki telefon. Spojrzałam na wyświetlacz, minęło już półtora godziny. Powinnam wracać, jeżeli nie chciałam zaniepokoić Sary. Wiedziałam, że będzie myślała co robię tak długo w firmie. Mimo, że zapewniłam ją, że trochę mi to zajmie, doskonale wyczułam, że moja przyjaciółka się po prostu o mnie martwi.
      Włożyłam telefon do torebki.Poprawiłam w małym stopniu fryzurę i wyszłam z łazienki, gasząc za sobą światło w pomieszczeniu.
Kisame siedział przy swoim biurku i czytał jakieś papiery. Jak tylko zamknęłam za sobą drzwi popatrzył na mnie uważnie. Cicho podeszłam do niego, tym razem już spokojna.
      - Podpiszę tą umowę. Innego wyjścia nie widzę. Może pan przesłać pozdrowienia Hiro, jak tylko się z panem spotka - powiedziałam pewnie.
      Mężczyzna przyglądał mi się w skupieniu. Widziałam przygotowaną umowę czekającą, aż ją podpiszę. Wiedziałam na co się godzę, ale nie miałam tak naprawdę wyboru. Czas przestać się użalać, a wsiąść w garść.
      - Podpiszesz umowę jutro - odezwał się w końcu.
      Miał opanowany głos, bardzo oschły, co mnie zdziwiło.
      - Nie bardzo rozumiem - przyznałam.
      - Nie musisz. Umowę podpiszesz jutro jak przyjdziesz do pracy. Prezes wezwie cię do siebie i każe ci ją podpisać. Dzwonił do mnie właśnie, chciał zrobić to osobiście.
      Nie wiedziałam co powinnam zrobić. Kisame wrócił do czytania dokumentów, a ja zrozumiałam, że powinnam już iść.
Nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi.Teraz naprawdę byłam skołowana.
      - Powinna już pani iść - odezwał się po chwili wspólnego milczenia - Porozmawiamy jutro. Dobrej nocy Michi.
      - Dziękuję panu. Dobranoc.
      Wyszłam z gabinetu. Dopiero na korytarzu, kiedy zakładałam kurtkę w końcu głęboko odetchnęłam. Nie miałam pojęcia o co w tym wszystkim chodziło Hoshigakiemu.
       Miałam jednak wrażenie, że coś kombinował. A ja musiałam się dowiedzieć o co mu tak naprawdę chodzi. 

_______________________________

Halo!
      Co tak was ostatnio mało. Właśnie teraz sobie uświadomiłam, ze mój kochany chłopak nie wgrał mi polskiej klawiatury...  Jakby były z tym jakieś błędy to wybaczcie.
      Wakacje się kończą, a mi jest nawet przykro bo pierwszy raz nie przygotowuje się do szkoły. Dopiero teraz zaczęłam doceniać to, że w szkole przynajmniej nie trzeba pracować, chyba znajdę sobie bogatego chłopaka. 
       Rozdział dłuższy. Ale to ostatni jaki mam napisany na zapas, więc wszystkie niejasności jakich nie wyłapałam się skończą. Tak to jest jak pisze się na zapas...
       Pozdrawiam was serdecznie! 
       
       PS. Tak wiem z tym adresem to ogromna wtopa, ale uwierzcie mi, że jak tylko to zauważyłam i skapęłam się, że istnieje taki problem, to nie mogłam przez całą noc spać... 
Tak mi wstyd! 

sobota, 8 sierpnia 2015

Rozdział 3

4 komentarze
      Rozpłakałam się dopiero wtedy jak zobaczyłam dom mojej przyjaciółki. Nie ryczałam przez całą podróż, ale teraz naprawdę nie mogłam się już powstrzymać. Czułam, że moja dusza rozrywa się na milion małych kawałeczków. 
      Jak tylko weszłam na schody prowadzące do werandy domu, drzwi otworzyły się, a Sara stanęła w progu, w jednej ręce trzymając małą Mirih. 
      - Michi - powiedziała żałośnie, kiedy mnie zobaczyła. 
      Podeszłam do niej, a Sara pozwoliła mi wejść do środka. Kiedy stanęłam w przytulnym i ciepłym holu od razu zrobiło mi się jakoś tak lepiej. Ale łzy nadal leciały mi po policzkach. Na pewno wyglądałam paskudnie w rozmazanym makijażu. 
      - Saro daj mi Mirih, pójdę już ją położyć.
      Do kobiety podszedł przystojny blondyn o bardzo niebieskich oczach i już wiedziałam, po kim małą Mirih była taka urocza. Mąż Sary - Minato, był naprawdę przystojny, ale doskonale wiedziałam, że mężczyzna świata nie widział poza swoją żoną i córką. Co jeszcze bardziej mnie zdołowało. Oni byli tacy szczęśliwi.  
      Minato wziął na ręce swoją córkę i kiedy przechodził koło mnie popatrzył na mnie współczująco. 
      - Możesz tutaj zostać tak długo, jak tylko chcesz Michi. Przykro mi - powiedział ze szczerym współczuciem, ale i tak coraz bardziej zaczynałam się czuć jak intruz. 
      Sara zabrała moją walizkę, a ja w tym czasie ściągnęłam z siebie płaszcz. 
      - Pokażę ci pokój Michi. Chodź. 
      Posłusznie poszłam za kobietą, a ta zaprowadziła mnie małego pokoju z łóżkiem, komodą i szafką nocną. 
      - Nie jest duży, bo zazwyczaj nocują tutaj goście. 
      Popatrzyłam na kobietę i przytuliłam się do niej mocno.
      - Saro dobrze wiesz, że nie potrzebuję nic więcej. Dziękuję ci za wszystko. Postaram się jak najszybciej znaleźć coś nowego. 
      Wiedziałam, że bardzo chciała się dowiedzieć, co zaszło pomiędzy mną a Hiro, ale tak naprawdę nie wiedziałam co mam jej powiedzieć. Kobieta doskonale to wyczuła, bo nie zaczęła tematu, tylko popatrzyła na mnie współczująco. 
      - Tam jest łazienka - powiedziała wskazując na jedne z drzwi w korytarzu - Idź weź prysznic, a ja zrobię nam kawy. Zadzwoń do szefa poproś go o kilka dni urlopu. 
      Popatrzyłam na nią i pokiwałam głową. Nie miałam pojęcia co powinnam teraz zrobić i naprawdę. 
Posłusznie weszłam do łazienki, kiedy Sara poszła do kuchni. Szybko doprowadziłam się do porządku. Na każdym kroku musiałam się pilnować, żeby znowu nie zacząć o tym wszystkim myśleć.
Kiedy już się umyłam i przebrałam w nowe rzeczy. Usiadłam na łóżku i popatrzyłam przez okno. Nie było późno, ale i zaczęło się szarzeć na zewnątrz.Czułam się nieswojo, po raz pierwszy w życiu nie wiedziałam jak zareagować na całą tą szopkę która rozpętała się wokół mnie. Było mi po prostu tak cholernie żal samej siebie.
      Wyciągnęłam z torebki telefon i szybko wyszukałam odpowiedni kontakt. Ręce zaczęły mi się niemiłosiernie trzęś. Wbrew temu co krzyczała moja podświadomość nacisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam aparat do ucha.
      - Tak słucham? - usłyszałam po kilku sygnałach połączenia.
      Odetchnęłam bardzo cicho, dodając sobie otuchy. Męski głos był podirytowany. Doskonale wiedziałam, że nie powinnam do niego teraz dzwonić.
      - Wujku? Musimy pogadać - powiedziałam bardzo cicho.
      Usłyszałam, że mężczyzna po drugiej stronie prawdopodobnie wyprostował się na krześle.
      - Rozumiem - odpowiedział sucho - Czy coś się stało?
      - Chciałabym prosić o dzień urlopu.
      Po drugiej stronie zaległa cisza, czego się tak naprawdę nie spodziewałam. Byłam trochę zaskoczona tym, że Kakuzu nic nie odpowiedział.
      - Michi. Czy coś się stało?
      Zamarłam. Dopiero teraz zaczęłam się tak na poważnie zastanawiać, czy on aby też nie siedzi w tym interesie. Ale przecież on nie był taki.
      - Oczywiście, że nie - odparłam z udawanym zaskoczeniem - Dlaczego pytasz?
      - Michi - ton głosu Kakuzu się zmienić. Był wyraźnie cichszy i spokojniejszy - Powinniśmy się spotkać. Teraz.
      Zaskoczył mnie. Kompletnie nie wiedziałam, co powinnam powiedzieć.
      - Powiedź mi gdzie aktualnie jesteś. Nie pytaj o nic więcej, nie mam za dużo czasu.
      Najwyraźniej wyczuł, że jestem zdziwiona jego słowami. Westchnęłam zastanawiając się, co teraz powinnam zrobić, ale jakiś głos w głowie podpowiadał mi, że powinnam się z nim spotkać.
      - Jestem na ulicy Noboru. Dom numer czternaście, nie powinieneś przegapić.
      - Wiem gdzie to jest - odpowiedział spokojnie - Czekaj, gdzieś blisko drogi, będę za piętnaście minut.
      - Rozumiem. Do zobaczenia.
      Dźwięk przerwanego połączenia wyrwał mnie z zamysłu. Nie wiedziałam o co w tym wszystkim  tak naprawdę chodzi, ale miałam przeczucie, że ten człowiek chce mi pomóc. Inaczej nigdy bym nie zgodziła się na to spotkanie.
Szybko wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni, gdzie czekała już na mnie Sara. Kiedy mnie zobaczyła uśmiechnęła się do mnie pocieszająco.
      - Pewnie nie chcesz teraz o tym rozmawiać? - zapytała cicho i podała mi kubek z ciepłą kawą.
      Upiłam kilka łyków, kręcąc głową. Naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę o tym bydlaku. No i tak naprawdę nie wiedziałam, jak mam na to wszystko zareagować.
      - Dzwoniłam do Aidy. Zgodził się na jeden dzień wolnego, ale muszę na jutro zrobić kilka rzeczy. Za kilka minut podjedzie tutaj i da mi kilka dokumentów.
      Sara popatrzyła na mnie, ale wiedziałam, że połknęła haczyk. Doskonale wiedziała, że naprawdę mam teraz dużo rzeczy do zrobienia w firmie.
      - Powinnam już pójść - powiedziałam patrząc na zegarek - Za chwilę pewnie będzie. Powinnam szybko się uwinąć, dwadzieścia minut góra.
      Kobieta uśmiechnęła się i kiwnęła głową.
Ubrałam szybko kurtkę, którą wyciągnęłam z walizki i wyszłam przed dom, cicho zamykając za sobą drzwi. Wyszłam na chodnik przy ulicy i zaczęłam się nerwowo rozglądać. Ulica była pusta, nawet samochody nie przejeżdżały, co mnie nie zdziwiło. To było naprawdę spokojne osiedle no i z dala od głównej drogi, więc nie przejeżdżało tędy za dużo samochodów. Dlatego, jak zobaczyłam, że jakiś nadjeżdża, byłam pewna, że to Kakuzu.
Nie myliłam się. Czarny mercedes nawrócił i zatrzymał się obok mnie. Nachyliłam się nad otwartym oknem i zajrzałam niepewnie do środka.
      Mężczyzna był sam, co mnie trochę uspokoiło.
      - Wsiadaj Michi. Nie zajmę ci dużo czasu, ale wolałbym porozmawiać w środku - powiedział mężczyzna i skinął na mnie głową.
      Otworzyłam drzwi i usiadłam na miejscu pasażera. Kakuzu ruszył, co mnie bardzo wystraszyło.
      - Spokojnie. Nie zamierzam cię nigdzie wywieść. Nie chce, żeby ktokolwiek nas zobaczył.
      Jego spokojny ton głosu i całkowite opanowanie sprawiło, że naprawdę się rozluźniłam.
      - O co chodzi? - zapytałam.
      Mężczyzna zaparkował na jednym z poboczy.
Praktycznie nikt tutaj nas nie mógł dostrzec, więc znowu zaczęłam być spięta. Naprawdę nie wiedziałam, co może się teraz stać.
      - Będę szczery. Doskonale wiem o umowie która została zawarta pomiędzy twoim pseudo narzeczonym, a Hoshigakim Kisame.
      - Byłym narzeczonym - powiedziałam cicho, na co mężczyzna spojrzał na mnie i pokiwał lekko głową.
      - Na twoim miejscu zachowałbym się tak samo. Nie powinienem tego robić Michi, ale pomogę ci. Musisz mnie wyraźnie wysłuchać. Po pierwsze nikt nie może się dowiedzieć o tym co się stało i o naszej rozmowie. Zrozumiałaś?
      Pokiwałam głową.
      - Wiem, że brzmi to niedorzecznie. Hiro od dawna ma zaciągnięty dług w naszej organizacji. Domyślam się, że o tym akurat  już wiesz. Jesteś przecież przyzwyczajona do tego, że takie rzeczy są w tym świecie na porządku dziennym. Gdyby nie pewne fakty, prawdopodobnie zostałabyś już dawno sprzedana do pierwszego lepszego burdelu za granicą. Musiałem już dawno coś wymyślić, ale nic ci nie mówiłem, bo chciałem mieć jakiś plan. Boże gdyby twoja matka dowiedziała się w co się wpakowałaś, zabiłaby mnie.
      Otworzyłam szeroko oczy z zaszokowania, już miałam coś powiedzieć, ale Kakuzu uniósł lekko dłoń, chciał żebym go wysłuchała dalej.
       - Jeżeli będzie się opierała, tak na pewno zrobią. Mówiłem, że jest kilka faktów które powodują, że Ibuza Yahiko chce z tobą zawszeć umowę. Jeżeli chcesz żyć, musisz się na nią zgodzić. Nie stanie ci się krzywda. Nie będzie to do do ciebie korzystne, ale będziesz wolna. To najlepsza opcja, jaka może cię teraz spotkać.
       Mężczyzna przekręcił kluczyk i ponownie ruszyliśmy samochodem. Wracaliśmy.
Przez całą podróż nie mogłam się odezwać. Czułam się podle i tak naprawdę nie wiedziała, co powinnam powiedzieć.
        Zatrzymał się przed domem Sary i popatrzył na mnie ponownie.
       - Normalnie nie interesowałabym się w takiej sprawie. Ale obiecywałem twoim rodzicom, że będę miał na ciebie oko. Ja nie zajmuję się długami, ale jak tylko Hoshigaki powiedział mi, że to chodzi o twojego  narzeczonego postanowiłem coś z tym zrobić. No i wiesz, że bardzo cię lubię. Jesteś moją ulubioną chrześnicą - powiedział nawet lekko się uśmiechając.
       - Przyjdź jutro o dwudziestej do firmy. Ochrony już wtedy nie będzie, a my będziemy mieli zebranie. Nie musisz się niczym przejmować, jeżeli będziesz współpracować. To najważniejsze. Resztę dowiesz się jutro.
       Pokiwałam głową. Tylko tyle potrafiłam teraz zrobić.
       - Proszę idź już. Wyśpij się, przemyśl wszystko. Nikomu nie wspominaj o tej rozmowie. Dobranoc Michi.
       - Dziękuję Kakuzu. Dziękuję za wszystko.
       Wyszłam z samochodu i czekałam, aż czarny mercedes zniknie mi z wzroku. Dopiero wtedy wróciłam do domu.
       Czułam, że już więcej nie potrafię zachowywać się normalnie. Czułam, że naprawdę mam prawo się rozpłakać.
       Zostałam z tym wszystkim tak cholernie sama i to najbardziej mnie bolało. Nie miałam komu powiedzieć prawdy, wypłakać się wyżalić. Kakuzu mimo, że był po mojej stronie, nie chciałam akurat jemu się wypłakiwać. On zawsze był typem samotnika. Mimo, że był dla mnie prawie rodziną to mieliśmy umowę, że nie będziemy nikomu o tym w firmie mówić.
W dodatku Hiro zaczął do mnie wydzwaniać co chwilę od dziesięciu minut.
       - Boże dlaczego to mnie spotkało? - zapytałam sama sobie.

_____________________________

       Halo, halo! Dodaję wcześnie, bo miało być po południu. Jakoś mój laptop wariuje i mam ochotę wywalić go za okno, ale jeszcze ze mną współpracuje. Oby jak najdłużej  :P
Mało się dzieje, ale w następnym rozdziale, będzie się już więcej działo.
       Co do długości rozdziałów, czasami będą się zdarzać dłuższe, ale zazwyczaj będzie taka długość. Musicie mi wybaczyć, nie lubię po prostu długich notek.
       Pozdrawiam was i życzę miłego dnia!

sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 2

9 komentarzy

      - Michi? - usłyszałam głos Sary.
      Obróciłam się na fotelu. Sara stała ubrana w płaszcz, a przez ramię miała przewieszoną torebkę. Widocznie już zbierała się do wyjścia. 
      - Dobrze, że cię jeszcze złapałam - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie promiennie - Szef cię szuka. Ponoć ważna sprawa. 
      Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam zdziwiona na przyjaciółkę. 
      - Przecież przed chwilą przechodził i wszedł do swojego biura - odpowiedziałam i wskazałam ruchem głowy na gabinet Kakuzu.
      - Nie on Michi. Masz iść do Hoshigakiego. 
      Westchnęłam cicho. A Sara popatrzyła na mnie uważnie.
      - Zaraz do niego zajrzę Saro. Dziękuję. Widzimy się jutro nie? 
      Kobieta uśmiechnęła się promiennie. Pomachała mi i szybko zniknęła, zapewne idąc w stronę windy. 
      Obróciłam się w stronę komputera. Miałam doskonały widok na gabinet szefa i przeszkolone ściany widziałam co w nim robił. Przez chwilę przyglądałam się mężczyźnie który najwyraźniej całą swoją uwagę skupiał na papierkowej pracy, aż w końcu najwyraźniej poczuł na sobie mój wzrok bo uniósł głowę i popatrzył na mnie.  
      Pan Kakuzu odchylił się i oparł o fotel. Spojrzał na mnie i przez chwilę przyglądaliśmy sobie nawzajem. Wiedziałam, że nadal czeka na moją odpowiedź w sprawie umowy. 
      Wiedziałam, że w końcu będę musiała zadecydować o tym co będzie w przyszłości, o tym jak dalej potoczy się moje życie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak łatwo nie pozwolą mi odejść. Wiedziałam za dużo. 
      Mężczyzna skinął lekko głową i wrócił do swojej pracy. Nie pozostało mi nic innego jak tylko iść do Hoshigakiego. Nie miałam na to ochoty. To, że mnie wzywał już oznaczało nic przyjemnego. 
      Wstałam i dosunęłam za sobą fotel. Na szybko poprawiłam włosy, uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam w stronę biura Hoshigakiego. 
      Biurowiec był jakby wymarły. Nie licząc ochrony, pewnie byłam jak zwykle ostatnim pracownikiem który jeszcze nie poszedł do domu. Prawie nic nie oświetlało ciemnego korytarza, tylko czasami nikłe światłą zapalone w gabinetach szefów rozjaśniały mi drogę.
      Zatrzymałam się przed solidnymi, drewnianymi drzwiami. Odetchnęłam głęboko, zapukałam cicho i weszłam do gabinetu. 
      - Dobry wieczór panie Hoshigaki - powiedziałam cicho.
      Widziałam doskonale rosłego mężczyznę, stojącego tyłem do mnie.
Mężczyzna odwrócił się w wskazał mi głową, żebym usiadła. Tak też zrobiłam, przysiadłam na jednej z białych kanap, stojących w biurze.
      Kisame ruszył w moją stronę zabierając po drodze teczkę, która leżała na jego biurku. Położył ją na stoliku przede mną i spojrzał na mnie.
      - Proszę to przeczytać. Od razu uprzedzam, to nie będzie nic miłego.
      Nie wahając się wzięłam ją do ręki i szybko przeczytałam dokumenty które się w niej znajdują. Była to umowa, a jej treść spowodowała, że ręce zaczęły mi się pocić. 
      - Nie wierzę w to - powiedziałam cicho. 
      Hoshigaki Kisame spojrzał na mnie wzrokiem całkowicie pozbawionym emocji, patrzył na mnie jak na towar którego cenę właśnie wyliczał. To nie była już ta sama osoba, którą znałam na co dzień, widziałam to w jego wzroku, patrzyłam na potwora. 
      Wstałam gwałtownie, chyba nawet trochę za bardzo. Zaczęłam się cofać pod ścianę w ręce nadal trzymając teczkę z dokumentami i zaczęłam nimi delikatnie wymachiwać.
      - Pan kpi sobie ze mnie myśląc, że uwierzę w te brednie. Kim do cholery jesteś, że w ogóle pozwalasz sobie robić takie rzeczy? 
     Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i usiadł na kanapie, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. 
     - Spokojnie. Sam przyznam, że nie chciałem robić żadnych interesów z twoim narzeczonym, bo wiedziałem jak to się skończy. 
     - Nie wierzę - wyszeptałam.
     - Nie musisz wierzyć mi Michi, ale możesz teraz wrócić do domu i zapytać się o to swojego narzeczonego. Jeżeli od razu nie powie ci prawdy to zrobi to za dwa tygodnie. 
     Poczułam się dziwnie, jakby ktoś przyłożył mi w twarz z liścia. Położyłam rękę na klatce piersiowej czując, że coraz trudniej jest mi oddychać.
     Mój narzeczony zaciągnął ogromny dług, a teraz przepisał go na mnie?! W głowie miałam tysiące myśli. Dlaczego to zrobił? Czemu nic mi nie powiedział? Przecież wychodziło na to, że to ja podpisałam ugodę, która powodowała, że cały dług przechodzi na mnie, a ja nawet nie wiedziałam, kiedy to zrobił i jak zdobył mój podpis.
     - Wszystko w porządku panno Anzai?
     Popatrzyłam na mężczyznę zimnym wzrokiem. Wiedziałam, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nic nie było w porządku. 
     - Oczywiście - odpowiedziałam i wyprostowałam się - Chciałabym już iść.
     Hoshigaki skinął głową, a ja uznałam to za zgodę, dlatego ruszyłam w stronę drzwi. 
     Nie pamiętałam jak dostałam się z powrotem do siebie. Usiadłam na swoim miejscu i wlepiłam wzrok w monitor komputera. Czułam się okropnie i zaczęło do mnie dochodzić to, że mój własny chłopak mnie sprzedał, a ja przez kilka lat pracowałam dla potwora, który zajmuje się lewymi interesami. 
     Ukryłam twarz w dłoniach i po prostu się rozpłakałam. Tak bardzo nie chciałam tego robić, ale czułam, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Nadal miałam jakąś dziwną nadzieję, że może jednak to jeden wielki żart, ale wiedziałam, że Hiro od dawna ma problem z hazardem i narkotykami. Tylko dlaczego akurat padło na Akatsuki, dlaczego to od Kisame pożyczył pieniądze?
     - Wszystko w porządku Michi? - usłyszałam męski głos nad sobą. 
     Wyprostowałam się i otarłam łzy. Kakuzu pochylał się lekko nade mną i patrzył na mnie lekko zatroskanym wzrokiem. 
     Przez chwilę zastanawiałam się, czy on też wiedział o tych dziwnych interesach Hoshigakiego. Ale pan Kakuzu był inny. Owszem był bardzo surowym szefem, ale wiedziałam, że jeżeli wiedziałby o czymś takim nie dopuścił by do tego. Nie zrobił by tego mi. Obiecywał mojemu ojcu, że będzie mnie chronić w razie czego.
     - Nic takiego. Zapewniam - powiedziałam cicho.
     - Widzę, że płaczesz. Co się stało? 
     - Naprawdę nic proszę pana. Chciałabym już iść do domu, jeżeli pan pozwoli. 
     Kakuzu spojrzał na mnie. Odsunął się tak, żebym mogła wstać, a ja szybko to zrobiłam. Zabrałam z biurka swoje rzeczy i szybko ruszyłam  w stronę drzwi, zakładając płaszcz na siebie. 
     Prawie biegiem wpadłam do windy i nacisnęłam guzik w myślach błagając, żeby przez te trzydzieści pięter nikt chciał również skorzystać z windy. 

~*~*~*~*~*~
                                     
     Czułam się fatalnie i miałam wrażenie, że zaraz dostanę migreny, a jak na złość nie miałam przy sobie tabletek. 
     Weszłam do swojego domu i od razu skierowałam się do salonu. Wiedziałam, że to właśnie tam zastanę Hiro. Nie myliłam się, jak zwykle siedział przed telewizorem trzymając w jeden ręce piwo. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się.
      - Dobrze, że jesteś. Głodny jestem Michi, zrób coś do jedzenia. 
      Pokiwałam głową, ale nie ruszyłam się z miejsca. 
      - Co jest? - powiedział widząc moją minę - Co się stało? Znowu jakiś problem w pracy? 
      - Nie - mruknęłam - Zaraz zrobię obiad, ale chciałam się ciebie o coś zapytać Hiro. 
      Mężczyzna pokiwał głową i wrócił do oglądania telewizji. 
      - Zabrzmi to jak żart, pewnie to nie prawda w życiu nie zrobiłbyś czegoś takiego. Masz jakiekolwiek długi u Hoshigakiego Kisame?
      Obserwowałam jak zastyga w przerażeniu. Hiro popatrzył na mnie, a w jego oczach widziałam przeraźliwy strach. 
      - Maleńka - wyszeptał cicho, a ja poczułam, że tracę grunt pod nogami, ale postanowiłam się trzymać - Michi, skąd to wiesz? Powiedzieli ci? 
      Pokiwałam głową. 
      - Nie chciałem, żeby to tak wyszło.
      Uniosłam dłoń, a Hiro od razu zamilkł. Nie chciałam słyszeć nic więcej. Było mi tak przeraźliwie przykro. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. 
Odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia. Weszłam po schodach na piętro i szybko wyciągnęłam spod łóżka niewielką walizkę. Otworzyłam szafę i zaczęłam wyciągać z niej wszystkie swoje ubrania. Pierwszy raz w życiu pomyślałam, że to nawet dobrze, że mam ich tak mało. Hiro przyszedł do mnie kilka minut później, ale nie odzywałam się do niego. 
       - Przepraszam Michi - usłyszałam, kiedy zapinałam zamek w walizce. 
       Nawet na niego nie spojrzałam, kiedy ściągałam z palca obrączkę i wtedy kiedy przechodziłam obok niego w drzwiach.
Wyszłam nie odzywając się do niego. Wiedziałam, że kiedy bym to zrobiła rozpłakałabym się jak małe dziecko, błagając go, żeby to jakoś odkręcił. 
       Nie płakałam, kiedy dzwoniłam do Sary z pytaniem, czy nie mogłabym u niej zostać na kilka dni. 
       Wiedziałam, że muszę sobie z tym jakoś poradzić, w końcu nic nigdy nie podpisywałam, tak więc nie musiałam się obawiać, że coś mi się stanie. To nie był mój problem tylko Hiro.
       Zamierzałam mu to udowodnić.

 ________________________________ 

      Zgodnie z umową dodaję kolejny rozdział następny pojawi się za dwa tygodnie. I oby tak dalej. 
Dzisiaj już trochę się coś dzieje, ale to jeszcze nie jest to, a może tak? Piszę jakbym się co najmiej schlała, a ja dzisiaj przecież nic nie piłam, tylko czuję, że dostanę migreny...znowu.
      W pierwszym rozdziale zmieniłam trochę rzeczy, miło by mi było gdybyście wrócili i przeczytali go ponownie, zmieniłam opis biura, no i imię głównej bohaterki, tamto mi nie pasowało.
Dziękuję wam z całego serca za komentarze. Wiem, że ktoś tu jest i obyście zostały jak najdłużej! Obiecam was nie zawieść i sumiennie pisać nowe rozdziały.  
      Pozdrawiam i do usłyszenia!
      Ps w zakładce DODATKI macie zdjęcie pomieszczenia w którym pracuje Michi.

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 1

8 komentarzy
      Otworzyłam oczy i zaspana zaczęłam szukać źródła dźwięku, który spowodował, że nie mogę dalej spać. Po omacku, ręką zaczęłam szukać budzika na szafce nocnej. Na próżno. Dopiero kiedy naprawdę się zdenerwowałam, wstałam gwałtownie i podeszłam do uporczywie, wyjącego urządzenia które stało na podłodze. Szybko wyłączyłam budzik i odetchnęłam z ulgą delektując się ciszą. Rozprostowałam i podeszłam do okna rozsuwając zasłony, ale to i tak nic nie dało, bo na zewnątrz i tak było jeszcze ciemno. Przecież była dopiero piąta rano. 
       Już lekko rozespana ruszyłam do łazienki, szybkie umycie twarzy, zębów i już byłam prawie gotowa. Założyłam ciemno beżowy kombinezon z szerokimi ramiączkami i lekkim dekoltem.
       Nucąc ulubioną piosenkę stanęłam przed dużym lustrem i szybko się umalowałam. Teraz mogłam iść do pracy, nie wyglądając jakby przejechała mnie po drodze koparka. 
       Czasami zastanawiałam się w sobie co widzą we mnie inni. Bo ja patrząc teraz w swoje odbicie widziałam tylko zwykłą dziewczynę z czarnymi, prostymi włosami i grzywką. Tylko uroda powodowała, że ludzie czasami się za mną oglądali lub w ogolę zwracali na mnie uwagę. Nie miałam typowych azjatyckich rysów twarzy, ale moja twarz była lekko trójkątna, oczy duże i zgrabny nos. Najbardziej w sobie lubiłam nie za duże usta, które zawsze lubiłam podkreślać. Urodę odziedziczyłam po ojcu który przyjechał z Włoch do Japonii i tutaj poznał moją matkę. 
        Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i szybko zbiegłam po schodach. Szybko zrobiłam sobie śniadanie i nalałam kawy do kubka termicznego, żebym mogła sobie popijać w drodze do pracy. 
Ubrałam jeszcze czarne szpilki na wysokim obcasie i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. 
         Na szczęście nie musiałam długo czekać na autobus, bo kiedy przyszłam na przystanek, właśnie nadjeżdżał. Usiadłam na jednym z wielu pustych siedzeń i oparłam głowę o szybę. 
Jak zwykle prawie nikogo nie było, zazwyczaj o tej porze jechałam tylko ja i może z dwie osoby. Ale nie przeszkadzało mi, nie lubiłam niepotrzebnego ścisku, tym bardziej, że mam ponad trzydzieści minut spędzam na dojeździe do firmy.
~*~*~*~*~*~

         Nawet udało mi się na chwilę zdrzemnąć, ale zawsze starałam się nie spać w autobusie. 
Wysiadłam na swoim przystanku i ruszyłam w stronę ogromnego budynku, w którym mieścił się główny odział Akatsuki. Ludzi na ulicy było już coraz więcej, nie tylko ja musiałam chodzić do pracy na szóstą rano, więc przynajmniej to mnie pocieszało i powodowało, że nie marudziłam na swój los. 
        Ogromny budynek w którym pracowałam, zawsze budził we mnie lekki przestrach. Ogromna budowla na trzydzieści jeden pięter, w dodatku cała oszklona, powodowała, że kiedy czasami kiedy byłam w gabinecie któregoś z dyrektorów zawsze niepostrzeżenie zerkałam w dół i zastanawiałam się jak to jest, kiedy leci się z takiej wysokości i co wtedy myśli człowiek.
         Weszłam przez obrotowe drzwi do ogromnego i przestronnego lobby. Pośrodku znajdował się ogromny, okrągły kontuar wykonany z ciemnego kamienia, za którym siedziało siedmiu strażników, którzy skupiali się na tym, alby było bezpiecznie w budynku. Odebrałam od jednego z nich pocztę z mojego przydziału. 
          Podeszłam do jednej z pięciu wind znajdujących się w budynku i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Kiedy w końcu drzwi do windy rozsunęły się, weszłam do sterylnie białego środka i nacisnęłam guzik z numerek trzydzieści jeden, a po chwili drzwi ponownie się zasunęły i zaczęłam jechać w górę.
         Wyszłam szybkim krokiem z windy, nie mogąc już wytrzymać tej samej nudnej muzyczki, która zawsze w niej leciała. Pracowałam na ostatnim piętrze gdzie znajdowały się gabinety wszystkich sześciu dyrektorów i prezesa. Byłam jedną z dziesięciu osób które tutaj pracowały oprócz szefów.
         Korytarze w firmie były białe, właściwie każda z ścian była tego samego koloru, ale oczywiście wszystko było urządzone ze smakiem i elegancją.
         Nie miałam własnego biura, a pomieszczenie w którym pracowałam było umeblowane tz. w stylu open space. Pomieszczenie jest dosyć małe, ale zrobione tak żeby jak najmniej odczuwać jakikolwiek dyskomfort związany z przestrzenią. Na podłodze była szara wykładzina, która jest bardzo przyjemna w dotyku, często jak zostawałam sama w biurze ściągam buty i szuram nogami.
         Cztery biurka ustawione były razem po dwa obok siebie co tworzyło tak jakby kwadrat, na środku dwa od kolejnych dwóch oddzielone były niską ścianką, do której przymocowana była szafka, przypadająca na każdy boks. Meble były wykonane z białego, połyskującego materiału a drzwiczki z jasnego drzewa. Naprzeciwko mojego biurka było miejsce pracy mojej przyjaciółki Sary, która była asystętką Itachiego. Ścianka oddzielała nas od od dwóch innych dziewczyn, które też były sekretarkami. Mojra była sekretarką Hidana, a Tsuki Deidary i Sasoriego.
         Usiadłam na swoim miejscu i rozluźniłam się. Popatrzyłam na gabinet pana Kakuzu. Wiedziałam, że jeszcze go nie było. Zawsze byłam pierwsza w pracy.
~*~*~*~*~*~

         - Panno Anzai. Jak zwykle na swoim miejscu - usłyszałam za sobą.
        Odwróciłam się na krześle i popatrzyłam na ciemnowłosego i wysokiego mężczyznę stojącego w drzwiach. Kiedy skinęłam lekko głową na powitanie, Pan Kakuzu ruszył do swojego gabinetu. Lubiłam pracować z tym człowiekiem, pomimo tego, że inni uważali go za gbura, ja bardzo lubiłam z nim dyskutować, po prostu był bardzo skomplikowaną osobą. 
        - Zaraz przyniosę kawę i pocztę - powiedziałam za nim mężczyzna zamknął za sobą drzwi. 
        Westchnęłam cicho i wróciłam do segregowania poczty.
Nalałam wody do elektrycznego czajnika i nasypałam do jednej filiżanki kawy. Czekał mnie teraz bardzo męczący tydzień, bo zbliżał się koniec miesiąca, a zawsze wtedy odbywało się posiedzenie w firmie. Wiedziałam, że powinnam korzystać z każdej wolnej chwili, bo nie będę miała ich za dużo.  
        - Cześć Michi!
        Uśmiechnęłam się do mojej koleżanki, która wpadła do pokoju socjalnego w którym byłam.  
        - Robisz kawę? Poratuj i zrób mi też, a najlepiej dwie. Muszę Madekiemu przynieść, bo od samego rana ma zły humor. 
        Jak zwykle wyrzucała z siebie potok słów. Westchnęłam i przygotowałam kolejne dwie kawy. Jeden kubek podając Sarze. 
Wyglądała jakby miała za sobą nieprzespaną noc. Jej śliczne fioletowe włosy upięte były w niedbały warkocz, a ubranie gdzieniegdzie było pomarszczone. 
       - Co jest? - zapytałam.
       Kobieta westchnęła głośno. Przystanęła obok mnie lekko opierając się o blat. 
       - Mirih ostatnio daje nam w kość. Gdybym wiedziała, że tak wygląda macierzyństwo nigdy bym się w to nie wplątała. 
       Zaśmiałam się cicho, na co moja przyjaciółka spojrzała na mnie jakby chciała mnie udusić. 
       - Lecę. Do zobaczenia później!
       Kiwnęłam jej głową na pożegnanie. Wiedziałam, że pewnie do końca dnia się nie zobaczmy.

~*~*~*~*~*~
       Weszłam do windy trzymając na rękach kilka segregatorów. Drzwi już się zamykały, kiedy ktoś szybko wślizgnął się do środka.
       - Dzień dobry Panie Hoshigaki - powiedziałam uprzejmie.
       - Witaj Michi.
       Kisame Hoshigaki zawsze wzbudzał we mnie strach, dlatego starałam się często go unikać. Nigdy nie mogłam się nadziwić, że istnieje tak wysoki i tak umięśniony mężczyzna. Ja przy nim ledwo sięgałam mu do piersi, a co dopiero żeby mu w twarz spojrzeć. Jednak ten mężczyzna również mnie fascynował. Surowe rysy twarzy i ciężki głos powodowały, że było coś w nim jednak interesującego, czasami nie można było oderwać od niego wzroku. Każdym swoim krokiem powodował, że ludzie woleli schodzić mu z drogi.
       - Idziesz na szóste piętro? - zapytał znienacka, na co aż się lekko przestraszyłam.
       - Tak proszę Pana.
       - Powiedz Reino, żeby się do mnie wstawiła, już dawno miała przyjść coś zrobić z moim komputerem, ale jak zwykle pewnie zapomniała - powiedział lekko poirytowany.
       - Oczywiście.
       Winda zatrzymała się, a ja najszybciej wyszłam z niej.
       Eh. Naprawdę zapowiada się ciekawy dzień, nie ma co.

 ________________________________ 

        Rozdział 1 miałam dodać o wiele później bo za dwa tygodnie, ale stwierdziłam, że lepiej to zrobić później, a 25 dodać rozdział 2. Na razie tak naprawdę nic się nie dzieję i wiem, że wiele osób czeka, aż w końcu zacznie się cokolwiek dziać. Niestety musicie jeszcze trochę poczekać. 
Rozdziały będę dodawać w drugą i przedostatnią sobotę miesiąca. Zawsze też, będę pisała dokładną datę w informacji, więc w razie czego można zajrzeć właśnie tam, żeby dowiedzieć się czy na pewno rozdział się ukarze.
        Liczę na to, że spodoba wam się to opowiadanie i, że ktoś będzie mnie odwiedzać i z niecierpliwością czekać na nowy rozdział.
        Pozdrawiam was serdecznie.
Made by Schizma