sobota, 25 lipca 2015

Rozdział 2

9 komentarzy

      - Michi? - usłyszałam głos Sary.
      Obróciłam się na fotelu. Sara stała ubrana w płaszcz, a przez ramię miała przewieszoną torebkę. Widocznie już zbierała się do wyjścia. 
      - Dobrze, że cię jeszcze złapałam - powiedziała i uśmiechnęła się do mnie promiennie - Szef cię szuka. Ponoć ważna sprawa. 
      Zmarszczyłam brwi i popatrzyłam zdziwiona na przyjaciółkę. 
      - Przecież przed chwilą przechodził i wszedł do swojego biura - odpowiedziałam i wskazałam ruchem głowy na gabinet Kakuzu.
      - Nie on Michi. Masz iść do Hoshigakiego. 
      Westchnęłam cicho. A Sara popatrzyła na mnie uważnie.
      - Zaraz do niego zajrzę Saro. Dziękuję. Widzimy się jutro nie? 
      Kobieta uśmiechnęła się promiennie. Pomachała mi i szybko zniknęła, zapewne idąc w stronę windy. 
      Obróciłam się w stronę komputera. Miałam doskonały widok na gabinet szefa i przeszkolone ściany widziałam co w nim robił. Przez chwilę przyglądałam się mężczyźnie który najwyraźniej całą swoją uwagę skupiał na papierkowej pracy, aż w końcu najwyraźniej poczuł na sobie mój wzrok bo uniósł głowę i popatrzył na mnie.  
      Pan Kakuzu odchylił się i oparł o fotel. Spojrzał na mnie i przez chwilę przyglądaliśmy sobie nawzajem. Wiedziałam, że nadal czeka na moją odpowiedź w sprawie umowy. 
      Wiedziałam, że w końcu będę musiała zadecydować o tym co będzie w przyszłości, o tym jak dalej potoczy się moje życie. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że tak łatwo nie pozwolą mi odejść. Wiedziałam za dużo. 
      Mężczyzna skinął lekko głową i wrócił do swojej pracy. Nie pozostało mi nic innego jak tylko iść do Hoshigakiego. Nie miałam na to ochoty. To, że mnie wzywał już oznaczało nic przyjemnego. 
      Wstałam i dosunęłam za sobą fotel. Na szybko poprawiłam włosy, uśmiechnęłam się sztucznie i ruszyłam w stronę biura Hoshigakiego. 
      Biurowiec był jakby wymarły. Nie licząc ochrony, pewnie byłam jak zwykle ostatnim pracownikiem który jeszcze nie poszedł do domu. Prawie nic nie oświetlało ciemnego korytarza, tylko czasami nikłe światłą zapalone w gabinetach szefów rozjaśniały mi drogę.
      Zatrzymałam się przed solidnymi, drewnianymi drzwiami. Odetchnęłam głęboko, zapukałam cicho i weszłam do gabinetu. 
      - Dobry wieczór panie Hoshigaki - powiedziałam cicho.
      Widziałam doskonale rosłego mężczyznę, stojącego tyłem do mnie.
Mężczyzna odwrócił się w wskazał mi głową, żebym usiadła. Tak też zrobiłam, przysiadłam na jednej z białych kanap, stojących w biurze.
      Kisame ruszył w moją stronę zabierając po drodze teczkę, która leżała na jego biurku. Położył ją na stoliku przede mną i spojrzał na mnie.
      - Proszę to przeczytać. Od razu uprzedzam, to nie będzie nic miłego.
      Nie wahając się wzięłam ją do ręki i szybko przeczytałam dokumenty które się w niej znajdują. Była to umowa, a jej treść spowodowała, że ręce zaczęły mi się pocić. 
      - Nie wierzę w to - powiedziałam cicho. 
      Hoshigaki Kisame spojrzał na mnie wzrokiem całkowicie pozbawionym emocji, patrzył na mnie jak na towar którego cenę właśnie wyliczał. To nie była już ta sama osoba, którą znałam na co dzień, widziałam to w jego wzroku, patrzyłam na potwora. 
      Wstałam gwałtownie, chyba nawet trochę za bardzo. Zaczęłam się cofać pod ścianę w ręce nadal trzymając teczkę z dokumentami i zaczęłam nimi delikatnie wymachiwać.
      - Pan kpi sobie ze mnie myśląc, że uwierzę w te brednie. Kim do cholery jesteś, że w ogóle pozwalasz sobie robić takie rzeczy? 
     Mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie i usiadł na kanapie, cały czas nie spuszczając ze mnie wzroku. 
     - Spokojnie. Sam przyznam, że nie chciałem robić żadnych interesów z twoim narzeczonym, bo wiedziałem jak to się skończy. 
     - Nie wierzę - wyszeptałam.
     - Nie musisz wierzyć mi Michi, ale możesz teraz wrócić do domu i zapytać się o to swojego narzeczonego. Jeżeli od razu nie powie ci prawdy to zrobi to za dwa tygodnie. 
     Poczułam się dziwnie, jakby ktoś przyłożył mi w twarz z liścia. Położyłam rękę na klatce piersiowej czując, że coraz trudniej jest mi oddychać.
     Mój narzeczony zaciągnął ogromny dług, a teraz przepisał go na mnie?! W głowie miałam tysiące myśli. Dlaczego to zrobił? Czemu nic mi nie powiedział? Przecież wychodziło na to, że to ja podpisałam ugodę, która powodowała, że cały dług przechodzi na mnie, a ja nawet nie wiedziałam, kiedy to zrobił i jak zdobył mój podpis.
     - Wszystko w porządku panno Anzai?
     Popatrzyłam na mężczyznę zimnym wzrokiem. Wiedziałam, że doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nic nie było w porządku. 
     - Oczywiście - odpowiedziałam i wyprostowałam się - Chciałabym już iść.
     Hoshigaki skinął głową, a ja uznałam to za zgodę, dlatego ruszyłam w stronę drzwi. 
     Nie pamiętałam jak dostałam się z powrotem do siebie. Usiadłam na swoim miejscu i wlepiłam wzrok w monitor komputera. Czułam się okropnie i zaczęło do mnie dochodzić to, że mój własny chłopak mnie sprzedał, a ja przez kilka lat pracowałam dla potwora, który zajmuje się lewymi interesami. 
     Ukryłam twarz w dłoniach i po prostu się rozpłakałam. Tak bardzo nie chciałam tego robić, ale czułam, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Nadal miałam jakąś dziwną nadzieję, że może jednak to jeden wielki żart, ale wiedziałam, że Hiro od dawna ma problem z hazardem i narkotykami. Tylko dlaczego akurat padło na Akatsuki, dlaczego to od Kisame pożyczył pieniądze?
     - Wszystko w porządku Michi? - usłyszałam męski głos nad sobą. 
     Wyprostowałam się i otarłam łzy. Kakuzu pochylał się lekko nade mną i patrzył na mnie lekko zatroskanym wzrokiem. 
     Przez chwilę zastanawiałam się, czy on też wiedział o tych dziwnych interesach Hoshigakiego. Ale pan Kakuzu był inny. Owszem był bardzo surowym szefem, ale wiedziałam, że jeżeli wiedziałby o czymś takim nie dopuścił by do tego. Nie zrobił by tego mi. Obiecywał mojemu ojcu, że będzie mnie chronić w razie czego.
     - Nic takiego. Zapewniam - powiedziałam cicho.
     - Widzę, że płaczesz. Co się stało? 
     - Naprawdę nic proszę pana. Chciałabym już iść do domu, jeżeli pan pozwoli. 
     Kakuzu spojrzał na mnie. Odsunął się tak, żebym mogła wstać, a ja szybko to zrobiłam. Zabrałam z biurka swoje rzeczy i szybko ruszyłam  w stronę drzwi, zakładając płaszcz na siebie. 
     Prawie biegiem wpadłam do windy i nacisnęłam guzik w myślach błagając, żeby przez te trzydzieści pięter nikt chciał również skorzystać z windy. 

~*~*~*~*~*~
                                     
     Czułam się fatalnie i miałam wrażenie, że zaraz dostanę migreny, a jak na złość nie miałam przy sobie tabletek. 
     Weszłam do swojego domu i od razu skierowałam się do salonu. Wiedziałam, że to właśnie tam zastanę Hiro. Nie myliłam się, jak zwykle siedział przed telewizorem trzymając w jeden ręce piwo. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się.
      - Dobrze, że jesteś. Głodny jestem Michi, zrób coś do jedzenia. 
      Pokiwałam głową, ale nie ruszyłam się z miejsca. 
      - Co jest? - powiedział widząc moją minę - Co się stało? Znowu jakiś problem w pracy? 
      - Nie - mruknęłam - Zaraz zrobię obiad, ale chciałam się ciebie o coś zapytać Hiro. 
      Mężczyzna pokiwał głową i wrócił do oglądania telewizji. 
      - Zabrzmi to jak żart, pewnie to nie prawda w życiu nie zrobiłbyś czegoś takiego. Masz jakiekolwiek długi u Hoshigakiego Kisame?
      Obserwowałam jak zastyga w przerażeniu. Hiro popatrzył na mnie, a w jego oczach widziałam przeraźliwy strach. 
      - Maleńka - wyszeptał cicho, a ja poczułam, że tracę grunt pod nogami, ale postanowiłam się trzymać - Michi, skąd to wiesz? Powiedzieli ci? 
      Pokiwałam głową. 
      - Nie chciałem, żeby to tak wyszło.
      Uniosłam dłoń, a Hiro od razu zamilkł. Nie chciałam słyszeć nic więcej. Było mi tak przeraźliwie przykro. Miałam wrażenie, że zaraz się uduszę. 
Odwróciłam się i wyszłam z pomieszczenia. Weszłam po schodach na piętro i szybko wyciągnęłam spod łóżka niewielką walizkę. Otworzyłam szafę i zaczęłam wyciągać z niej wszystkie swoje ubrania. Pierwszy raz w życiu pomyślałam, że to nawet dobrze, że mam ich tak mało. Hiro przyszedł do mnie kilka minut później, ale nie odzywałam się do niego. 
       - Przepraszam Michi - usłyszałam, kiedy zapinałam zamek w walizce. 
       Nawet na niego nie spojrzałam, kiedy ściągałam z palca obrączkę i wtedy kiedy przechodziłam obok niego w drzwiach.
Wyszłam nie odzywając się do niego. Wiedziałam, że kiedy bym to zrobiła rozpłakałabym się jak małe dziecko, błagając go, żeby to jakoś odkręcił. 
       Nie płakałam, kiedy dzwoniłam do Sary z pytaniem, czy nie mogłabym u niej zostać na kilka dni. 
       Wiedziałam, że muszę sobie z tym jakoś poradzić, w końcu nic nigdy nie podpisywałam, tak więc nie musiałam się obawiać, że coś mi się stanie. To nie był mój problem tylko Hiro.
       Zamierzałam mu to udowodnić.

 ________________________________ 

      Zgodnie z umową dodaję kolejny rozdział następny pojawi się za dwa tygodnie. I oby tak dalej. 
Dzisiaj już trochę się coś dzieje, ale to jeszcze nie jest to, a może tak? Piszę jakbym się co najmiej schlała, a ja dzisiaj przecież nic nie piłam, tylko czuję, że dostanę migreny...znowu.
      W pierwszym rozdziale zmieniłam trochę rzeczy, miło by mi było gdybyście wrócili i przeczytali go ponownie, zmieniłam opis biura, no i imię głównej bohaterki, tamto mi nie pasowało.
Dziękuję wam z całego serca za komentarze. Wiem, że ktoś tu jest i obyście zostały jak najdłużej! Obiecam was nie zawieść i sumiennie pisać nowe rozdziały.  
      Pozdrawiam i do usłyszenia!
      Ps w zakładce DODATKI macie zdjęcie pomieszczenia w którym pracuje Michi.

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 1

8 komentarzy
      Otworzyłam oczy i zaspana zaczęłam szukać źródła dźwięku, który spowodował, że nie mogę dalej spać. Po omacku, ręką zaczęłam szukać budzika na szafce nocnej. Na próżno. Dopiero kiedy naprawdę się zdenerwowałam, wstałam gwałtownie i podeszłam do uporczywie, wyjącego urządzenia które stało na podłodze. Szybko wyłączyłam budzik i odetchnęłam z ulgą delektując się ciszą. Rozprostowałam i podeszłam do okna rozsuwając zasłony, ale to i tak nic nie dało, bo na zewnątrz i tak było jeszcze ciemno. Przecież była dopiero piąta rano. 
       Już lekko rozespana ruszyłam do łazienki, szybkie umycie twarzy, zębów i już byłam prawie gotowa. Założyłam ciemno beżowy kombinezon z szerokimi ramiączkami i lekkim dekoltem.
       Nucąc ulubioną piosenkę stanęłam przed dużym lustrem i szybko się umalowałam. Teraz mogłam iść do pracy, nie wyglądając jakby przejechała mnie po drodze koparka. 
       Czasami zastanawiałam się w sobie co widzą we mnie inni. Bo ja patrząc teraz w swoje odbicie widziałam tylko zwykłą dziewczynę z czarnymi, prostymi włosami i grzywką. Tylko uroda powodowała, że ludzie czasami się za mną oglądali lub w ogolę zwracali na mnie uwagę. Nie miałam typowych azjatyckich rysów twarzy, ale moja twarz była lekko trójkątna, oczy duże i zgrabny nos. Najbardziej w sobie lubiłam nie za duże usta, które zawsze lubiłam podkreślać. Urodę odziedziczyłam po ojcu który przyjechał z Włoch do Japonii i tutaj poznał moją matkę. 
        Uśmiechnęłam się do swojego odbicia i szybko zbiegłam po schodach. Szybko zrobiłam sobie śniadanie i nalałam kawy do kubka termicznego, żebym mogła sobie popijać w drodze do pracy. 
Ubrałam jeszcze czarne szpilki na wysokim obcasie i wyszłam z domu zamykając drzwi na klucz. 
         Na szczęście nie musiałam długo czekać na autobus, bo kiedy przyszłam na przystanek, właśnie nadjeżdżał. Usiadłam na jednym z wielu pustych siedzeń i oparłam głowę o szybę. 
Jak zwykle prawie nikogo nie było, zazwyczaj o tej porze jechałam tylko ja i może z dwie osoby. Ale nie przeszkadzało mi, nie lubiłam niepotrzebnego ścisku, tym bardziej, że mam ponad trzydzieści minut spędzam na dojeździe do firmy.
~*~*~*~*~*~

         Nawet udało mi się na chwilę zdrzemnąć, ale zawsze starałam się nie spać w autobusie. 
Wysiadłam na swoim przystanku i ruszyłam w stronę ogromnego budynku, w którym mieścił się główny odział Akatsuki. Ludzi na ulicy było już coraz więcej, nie tylko ja musiałam chodzić do pracy na szóstą rano, więc przynajmniej to mnie pocieszało i powodowało, że nie marudziłam na swój los. 
        Ogromny budynek w którym pracowałam, zawsze budził we mnie lekki przestrach. Ogromna budowla na trzydzieści jeden pięter, w dodatku cała oszklona, powodowała, że kiedy czasami kiedy byłam w gabinecie któregoś z dyrektorów zawsze niepostrzeżenie zerkałam w dół i zastanawiałam się jak to jest, kiedy leci się z takiej wysokości i co wtedy myśli człowiek.
         Weszłam przez obrotowe drzwi do ogromnego i przestronnego lobby. Pośrodku znajdował się ogromny, okrągły kontuar wykonany z ciemnego kamienia, za którym siedziało siedmiu strażników, którzy skupiali się na tym, alby było bezpiecznie w budynku. Odebrałam od jednego z nich pocztę z mojego przydziału. 
          Podeszłam do jednej z pięciu wind znajdujących się w budynku i nacisnęłam przycisk przywołujący windę. Kiedy w końcu drzwi do windy rozsunęły się, weszłam do sterylnie białego środka i nacisnęłam guzik z numerek trzydzieści jeden, a po chwili drzwi ponownie się zasunęły i zaczęłam jechać w górę.
         Wyszłam szybkim krokiem z windy, nie mogąc już wytrzymać tej samej nudnej muzyczki, która zawsze w niej leciała. Pracowałam na ostatnim piętrze gdzie znajdowały się gabinety wszystkich sześciu dyrektorów i prezesa. Byłam jedną z dziesięciu osób które tutaj pracowały oprócz szefów.
         Korytarze w firmie były białe, właściwie każda z ścian była tego samego koloru, ale oczywiście wszystko było urządzone ze smakiem i elegancją.
         Nie miałam własnego biura, a pomieszczenie w którym pracowałam było umeblowane tz. w stylu open space. Pomieszczenie jest dosyć małe, ale zrobione tak żeby jak najmniej odczuwać jakikolwiek dyskomfort związany z przestrzenią. Na podłodze była szara wykładzina, która jest bardzo przyjemna w dotyku, często jak zostawałam sama w biurze ściągam buty i szuram nogami.
         Cztery biurka ustawione były razem po dwa obok siebie co tworzyło tak jakby kwadrat, na środku dwa od kolejnych dwóch oddzielone były niską ścianką, do której przymocowana była szafka, przypadająca na każdy boks. Meble były wykonane z białego, połyskującego materiału a drzwiczki z jasnego drzewa. Naprzeciwko mojego biurka było miejsce pracy mojej przyjaciółki Sary, która była asystętką Itachiego. Ścianka oddzielała nas od od dwóch innych dziewczyn, które też były sekretarkami. Mojra była sekretarką Hidana, a Tsuki Deidary i Sasoriego.
         Usiadłam na swoim miejscu i rozluźniłam się. Popatrzyłam na gabinet pana Kakuzu. Wiedziałam, że jeszcze go nie było. Zawsze byłam pierwsza w pracy.
~*~*~*~*~*~

         - Panno Anzai. Jak zwykle na swoim miejscu - usłyszałam za sobą.
        Odwróciłam się na krześle i popatrzyłam na ciemnowłosego i wysokiego mężczyznę stojącego w drzwiach. Kiedy skinęłam lekko głową na powitanie, Pan Kakuzu ruszył do swojego gabinetu. Lubiłam pracować z tym człowiekiem, pomimo tego, że inni uważali go za gbura, ja bardzo lubiłam z nim dyskutować, po prostu był bardzo skomplikowaną osobą. 
        - Zaraz przyniosę kawę i pocztę - powiedziałam za nim mężczyzna zamknął za sobą drzwi. 
        Westchnęłam cicho i wróciłam do segregowania poczty.
Nalałam wody do elektrycznego czajnika i nasypałam do jednej filiżanki kawy. Czekał mnie teraz bardzo męczący tydzień, bo zbliżał się koniec miesiąca, a zawsze wtedy odbywało się posiedzenie w firmie. Wiedziałam, że powinnam korzystać z każdej wolnej chwili, bo nie będę miała ich za dużo.  
        - Cześć Michi!
        Uśmiechnęłam się do mojej koleżanki, która wpadła do pokoju socjalnego w którym byłam.  
        - Robisz kawę? Poratuj i zrób mi też, a najlepiej dwie. Muszę Madekiemu przynieść, bo od samego rana ma zły humor. 
        Jak zwykle wyrzucała z siebie potok słów. Westchnęłam i przygotowałam kolejne dwie kawy. Jeden kubek podając Sarze. 
Wyglądała jakby miała za sobą nieprzespaną noc. Jej śliczne fioletowe włosy upięte były w niedbały warkocz, a ubranie gdzieniegdzie było pomarszczone. 
       - Co jest? - zapytałam.
       Kobieta westchnęła głośno. Przystanęła obok mnie lekko opierając się o blat. 
       - Mirih ostatnio daje nam w kość. Gdybym wiedziała, że tak wygląda macierzyństwo nigdy bym się w to nie wplątała. 
       Zaśmiałam się cicho, na co moja przyjaciółka spojrzała na mnie jakby chciała mnie udusić. 
       - Lecę. Do zobaczenia później!
       Kiwnęłam jej głową na pożegnanie. Wiedziałam, że pewnie do końca dnia się nie zobaczmy.

~*~*~*~*~*~
       Weszłam do windy trzymając na rękach kilka segregatorów. Drzwi już się zamykały, kiedy ktoś szybko wślizgnął się do środka.
       - Dzień dobry Panie Hoshigaki - powiedziałam uprzejmie.
       - Witaj Michi.
       Kisame Hoshigaki zawsze wzbudzał we mnie strach, dlatego starałam się często go unikać. Nigdy nie mogłam się nadziwić, że istnieje tak wysoki i tak umięśniony mężczyzna. Ja przy nim ledwo sięgałam mu do piersi, a co dopiero żeby mu w twarz spojrzeć. Jednak ten mężczyzna również mnie fascynował. Surowe rysy twarzy i ciężki głos powodowały, że było coś w nim jednak interesującego, czasami nie można było oderwać od niego wzroku. Każdym swoim krokiem powodował, że ludzie woleli schodzić mu z drogi.
       - Idziesz na szóste piętro? - zapytał znienacka, na co aż się lekko przestraszyłam.
       - Tak proszę Pana.
       - Powiedz Reino, żeby się do mnie wstawiła, już dawno miała przyjść coś zrobić z moim komputerem, ale jak zwykle pewnie zapomniała - powiedział lekko poirytowany.
       - Oczywiście.
       Winda zatrzymała się, a ja najszybciej wyszłam z niej.
       Eh. Naprawdę zapowiada się ciekawy dzień, nie ma co.

 ________________________________ 

        Rozdział 1 miałam dodać o wiele później bo za dwa tygodnie, ale stwierdziłam, że lepiej to zrobić później, a 25 dodać rozdział 2. Na razie tak naprawdę nic się nie dzieję i wiem, że wiele osób czeka, aż w końcu zacznie się cokolwiek dziać. Niestety musicie jeszcze trochę poczekać. 
Rozdziały będę dodawać w drugą i przedostatnią sobotę miesiąca. Zawsze też, będę pisała dokładną datę w informacji, więc w razie czego można zajrzeć właśnie tam, żeby dowiedzieć się czy na pewno rozdział się ukarze.
        Liczę na to, że spodoba wam się to opowiadanie i, że ktoś będzie mnie odwiedzać i z niecierpliwością czekać na nowy rozdział.
        Pozdrawiam was serdecznie.

sobota, 11 lipca 2015

Prolog

2 komentarze
      Życie uśmiechnęło się do mnie, kiedy w końcu dostałam się na upragniony staż w firmie Akatsuki. Nigdy nie spodziewałam się, że będę pracować w największym koncernie w Azji. I dlatego, kiedy zostałam wezwana na kolejną rozmowę, kiedy stałam pod ogromnym trzydziestojedno piętrowym budynku, nogi miałam jak z waty. 
      Pamiętam do dziś uścisk dłoni Prezesa Akatsuki Enterprises Holdings - Ibuzy Yahiko i jego ślicznej żony Konan. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję, kiedy zostało mi przydzielone stanowisko osobistej asystentki Pana Kakuzu, który zajmował się całą księgowością firmy. Do teraz pamiętam te nieprzespane noce, kiedy musiałam przekopywać stertę papierów i przygotowywać się po co miesięcznego posiedzenia. 
       Naprawdę kochałam tą pracę, chociaż było mi coraz ciężej. Niecały rok później odkryłam, że mój narzeczony wpadł w długi. Okazało się, że od dawna jest nałogowym hazardzistą, a w dodatku również ćpunem. Nawet wtedy się nie poddałam i postanowiłam pomóc i sobie i jemu. 
 Miałam nadzieję, że wszystko będzie w porządku, że znowu się nam ułoży, a moje życie znowu wróci do starej postaci. Że znowu będę mogła odetchnąć spokojem. 
       Myliłam się, niedługo później przekonałam się, że moje życie nigdy już nie będzie takie same i na zawsze będę związana z firmą, która w cale nie była taka świetna, jak myślałam na początku. 
       Zostałam sprzedana przez własnego narzeczonego, a później odkryłam jeszcze gorsze, dla mnie w skutkach, informację. 
       Zmuszono mnie do zawarcia pewnego układu
       Bardzo niebezpiecznego dla mnie układu
       Musiałam starać się i walczyć o moje dalsze życie. 
       Ale czy mi się udało? 
________________________________ 


       Dziwaczna tematyka, co nie? Ale obiecuję, że nie będzie nudno. 
       Niewielu z was może mnie znać, ale pewnie będą tutaj takie osoby, które mnie nie kojarzą. Dziwne nie?
       Pomysł na to opowiadanie zrodziło się u mnie już dawno temu, w pociągu do Katowic. Wtedy też napisałam kilka rozdziałów, które teraz będę przepisywać. 
       Życzę miłego czytania i zapraszam na kolejny rozdział który pojawi się już niedługo!
       Pozdrawiam!
Made by Schizma